Wycieczka po polsce 2012 07

W czerwcu wybrałem się na tygodniową wycieczkę po Polsce i jak się okazało bliższych okolicach.
Wyjazd był nastawiony bardziej na jeżdzenie niż zwiedzanie, wg założenia codziennie nocleg w innym miejscu, bez szczegółowego planowania, rano dalej jazda. Predkość przelotowa raczej spokojna ze względu na niewielkie odcinki codzienne, najkrótszy miał 280 a najdłuższy 580km i to że nigdzie sie specjalnie nie spieszyłem.
Miałem kilka miejsc które chciałem zobaczyc a że były rozsiane po całej polsce więc wyszła całkiem spora trasa.



Po kolei:

Dzień pierwszy Sobota
Wyjazd o 8:00 z Sulejówka i przejazd w strone Gdańska gdzie znajdował się pierwszy punkt zwiedzania, a przynajmniej oglądania czyli resztki torpedowni. Za dużo nie zobaczyłem bo Jest on w kiepsko dostępnym miejscu a ja nie chciałem się na zbyt długo rozstawać z motorem. Więc obejrzałem go niejako z góry bo najbliższe miejsce widokowe jakie znalazłem znajdowało się na terenie osiedla wojskowego któreg w dodatku rozdzelała z morzem wysoka skarpa której pokonanie zajełoby mi zbyt wiele czasu. Poogladałem sobie przez drzewa co tam było widac, a widać niewiele i przez Gdynie pojechałem do miejsca noclegowego czyli okolic Jastrzębiej Góry gdzie znalazłem po dłuższych poszukiwaniach przyzwoity pokój za 50zł. Tu odrazu musze z przykrościa stwierdzić ze ciężko jest znaleśc lokal na jedną noc. Widać nie opłaca się wynająć na jeden dzień pokoju, nawet za nieco wyższa cene.

Po drodze mijałem troche wiatraków, które jak się okazało widywałem praktycznie codziennie



Dzień drugi Niedziela

Wyjazd rano i kierunek do tego co miało kiedys być elektrownią atomową czyli do Żarnowca. Na miejscu wiele tradycyjnie nie widac, zakaz zbliżania się itd, ale okolica urokliwa. Żeby zwiedzić conieco trzeba porzucić pojazd i zapuscić się bliżej.



Dalej obrałem kierunek na zachód czyli Świnoujście i Szczecin. Do szczecina juz tego dnia nie dojechałem i zatrzymałem się po długich poszukiwaniach poźnym popołudniem na miernej jakości ośrodku wczasowym przy jeziorze Dąbie jakieś 40 km od Szczecina. Miałem ten luksus że dostałem cały 4-ro osobowy domek dla siebie w cenie 2 osób czyli 62 zł. Ale że domek był typu wczesny PRL to wyglądał dośc obskurnie i taki też był w środku. Ale spać się dało.

Dzień trzeci Poniedziałek

Dojechałem wkoncu do Szczecina pokręciłem się troche po mieście (jazda w pobliżu stoczni dostarcza ciekawych widoków) i ruszyłem do kolejnego miejsca spoczynkujakim był odległy Walim. Widziałem wcześniej ze nawigacja i gogle mapa po wpisaniu trasy prowadziła przez Niemcy autostradami. Z czystej ciekawości postanowiłem sprawdzić tą trase i po zatankowaniu niedaleko granicy bystro popedziłem zapoznać się z legendarnymi niemieckimi drogami. Był to najdłuższy odcinek w tej wyprawie, wyszło tego dnia ok 580km. Powoli juz zaczynał doskwierać ból tyłka który nie opuszczał mnie już do końca wyprawy. Jazda przez niemcy okazała się miłą przygodą, cały czas praktycznie jechałem autostradami i podziwiałem widoki czyli las po obydwu stronach drogi. Zrobiłem tylko 2 przystanki, jeden na rozprostowanie kości i posiłek a drugi na tankowanie.

Wiatraki niemieckie.


Po przejechaniu granicy przezyłem istny horror. Wjechałem na dk 18 i musiałem przejechać przez tor offroadowy. Jeszcze z czymś takim się nie spotkałem. Kilkadziesiąt kilometrów asfaltu który chyba powstał przez zalanie betonowych płyt w związku z czym co 2 czy 3 metry była górka lub dołek. Jechało sie tragicznie, najpierw prubowałem utrzymać wyższa prekośc przelotową rzędu 80-90km/h bo mniej sie nie dało, ale po chwili stwierdziłem ze 80 to też się nie da. Spory kawałek przejechałem z prędkościa 30-40km/h. Prawdopodobnie to tam popękał mi stelarz pod kufer. Więc nawet jak przejazd wg map wydaje się szybszy o godzinę to prawie tyle samo zmarnuje się pokonując tą katorgę z prędkościa znacznie poniżej dopuszczalnej, nie licząc nerwów i strat w sprzęcie.
Następnym razem trzeba poszukac innego miejsca do wkroczenia na terytorium RP.

Po przejechaniu tej męki już normalniejszymi drogami dotarłem do miejsca noclegu w Walimiu gdzie ugościł mnie kolega z forum Yamahy za co mu bardzo dziękuje. Załapałem się na grila i pyszne śniadanie

Dzień czwarty Wtorek

Opuszczając moich miłych gospodarzy dostałem w prezencie mape okolicy i ruszyłem na zwiedzanie okolicznych sztolni. Daleko nie ujechałem bo pierwsza była kilkaset metrów dalej Z racji kiepskiego aparatu w telefonie będzie prościej jak wrzuce linka do strony kompleksu Reise
http://www.sztolnie.pl/index.php?strona=galeria&wybor=foto

i kilka swoich zdjęć:






Sporo jest tego do zwiedzania i jakbym chciał zwiedzic wszystkie to tygodnia by mi raczej nie starczyło wiec poprzestałem na dwóch tym razem i popędziłem dalej do kolejnego punktu zwiedzania czyli zapory na jeziorze Bystrzyckim. Drogę między sztolniami uprzyjemniały mi takie widoczki:



Sama zapora była zamknięta (remont) nie można było sobie pochodzić po niej, ale widoki były bardzo fajne:





Ostatnim punktem zwiedzania na ten dzień była nieczynna kopalnia uranu w Kletnie. Dojechałem tam dośc pózno, po 16 więć na wejście się nie załapałem, pozsotało mi znalezienie miejsca na nocleg. Zjechałem na dół i zatrzymałem się w fajnej knajpce Bikers Choice.




Po zjedzeniu smacznej obiadokolacji zapytałem się miłej dziewczyny z obsługi o jakiś godny polecenia nocleg wskazała mi graniczący z knajpą domek (jadąc w kierunku kopalni, jaskini i muzeum ziemii bodajrze to pierwszy przed knajpą). Za 30 zł miałem schludny pokól 3 osobowy.

Dzień piąty Środa
Zacząłem od zwiedzania tego po co przyjechałem czyli nieczynnej kopalni uranu. Fajne miejsce, ciekawa historia, warte odwiedzenia, no i jeszcze jedna jaskinia i muzeum w pobliżu.




Po zwiedzeniu co było do zwiedzenia skierowałem sie w kierunku Oświęcimia. Navi poprowadziła najpierw przez Lądek Zdrój potem  przez przejście graniczne w Lutyni  i kawałkiem przez Czechy - mocno kręty kawałek trasy.






Oświęcimia przedstawiać nie trzeba. Straszne miejsce, przytłacza swoim ogromem.





Na parkingu specjalnie stanąłem na skraju miejsca parkingowego żeby jeszcze jakiś motor się zmieścił, a to zastałem po powrocie:




Jakoże dotarłem tam po godzinie 17:00 to zacząłem szukać miejsca do przenocowania, tutaj ponownie skorzystałem z działu Assistance i znalazłem przytulny nocleg w Krakowie. Za co jemu także bardzo wdzięczny.

Dzień piąty Czwartek

Z Krakowa musiałem się cofnąć do mojego kolejnego miejsca na mapie czyli opuszczonego ośrodka w Kozubniku. Ciekawe miejsce, trafiłem akurat na spory ruch bo ćwiczenia mieli strażacy więc o spokojnym zwiedzaniu moglem zapomniec. Trafić tam jest dośc łatwo ale do samego ośrodka wjeżdza się pod zakaz wjazdu (wstęp tylko dla mieszkańców których jest tam troche).






Z Kozubnik popędziłem w bieszczady. Pogoda tym razem jednak nie dopisała i przez jakies 4 godziny trzeba było jechać w deszczu. Poniżej most nad Jeziorem Dobczyckim.


Miejscem docelowym były Ustrzyki Dolne, ale przy okazji zawitałem i do Górnych i okolic poniewaz stacjonował tam znajomy. Nocleg w okolicy i znowu kilka prób znalezienia pokoju na noc i chyba za 5 czy 6 razem sie udało znaleśc pokój za 30zł w Wetlinie. Jazda po bieszczadach i okolicach to przeważnie sama przyjemność. Aczkolwiek bywały odcinki które przypominały wjazd do Polski 2 dni wcześniej.




Dzień szósty Piątek

Z Wetliny skierowałem się do Ostrowca Świętokrzyskiego do kolegi żeby u niego przenocować po drodze do domu.
Nie miałem w planach zwiedzania tam niczego ale znajomy wyciągnął mnie żeby zobaczyć Szwajcarie Bałtowską.

Ostrowiec popołudniem.


Szwajcaria Bałtowska, jest tu stok narciarski, mini zoo,lunapark, rollercoaster i inne atrakcje.






Dzień siódmy Sobota

To szybki powrót do domu czyli trasa Ostrowiec Sw - Radom - Góra Kalwaria - Sulejówek.
Cała trasa wg licznika wyniosła równo 3020km.
link do trasy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz